
Gwiazdozbiory to opowieść, która rodzi się na styku dwóch światów – świata gwiazd i świata ludzkiej duszy. Jest jak mapa nieba, która w rzeczywistości, w najgłębszej warstwie, okazuje się mapą ludzkiego serca. Opowieść ta jest zapisem wędrówki przez ciemność ku światłu, przez sen ku przebudzeniu, przez cząstkową śmierć ku nowemu życiu.
Nasza mała wioska tonie w odwilży. Cudowne, falujące zaspy śniegu, które jeszcze wczoraj otulały ogród i całą okolicę, z każdą chwilą powoli nikną w ziemi.
–
Rok w rok orbitalny ruch kosmosu przyprowadza nas – na powrót, na nowo zdumionych kolistością cudu – do tego samego stałego punktu sierpnia (…)
Iskrzące odłamki ciemnych konstelacji nocy gasną bezgłośnie u stóp wielkiego poranka, który przyniósł ukojenie całemu światu, ale obdarował nim także i mnie małą. Odpoczywam na jego promiennym, jeszcze rosą wilgotnym wybrzeżu. Oczy mam szeroko otwarte i pozwalam wiatrowi, żeby mnie głaskał.
Najmilsza moja M., niebu bliska Jaskółko…
Tworząc pojedyncze ranliwe istoty skupiałam się do tej pory na zranieniach. Nie chciałam ich zaszywać, łatać, zakrywać. Wolałam, by pozostały widoczne, ale nie krwawiące. Chciałam je widzieć, zdawać sobie sprawę z ich istnienia, traktować je jako część tożsamości i osobistej historii. Ale czy to wystarczy? Czy wystarczy je przyjąć, zaakceptować jako część siebie?
Pociąga mnie ciemne i chłodne. Mówię w nie, a ono zawsze odpowiada mi. Woda na dnie porusza się w rytm naszych oddechów, przewodzi nasze drgania, nasze przedłużające się rozmowy.
Ktoś mądry napisał kiedyś, że rana to miejsce, przez które wchodzi światło. I że miłość to ogień. Tylko ten, kto się spali, staje się światłem.
tymczasem koło przyoblekło się w jak najbardziej realny obwód